Najbardziej lękał się wyobraźni — tego nieszczerego towarzysza podróży, który z jednej strony ma twarz przyjacielską, a z drugiej wrogą; przyjaciela — gdy najmniej mu wierzysz, i wroga — gdy uwierzysz jego zwodniczym szeptom.
Obawiał się wszelkich marzeń, a jeśli wchodził w ten świat, to jak do groty, nad którą napisano: ma solitude, mon hermitage, mon repos[1] i z obliczeniem chwili, kiedy wyjść z niej należy.
Dla marzeń, dla zagadkowych i tajemniczych myśli, nie było miejsca w jego duszy. To, co się nie poddawało analizie doświadczenia, nie miało charakteru praktycznej prawdy, było w jego oczach optycznem złudzeniem, takiem lub innem odbiciem świateł i barw na siatce wzrokowej lub też faktem, który się jeszcze nie dał sprawdzić.
Nie było u niego i tego dyletantyzmu, który lubi bujać w krainie cudów, domysłów i wynalazków, o tysiąc lat wyprzedzając ludzkość. On uporczywie zatrzymywał się przed progiem tajemnicy, nie okazując ani bojaźni dziecka, ani wątpliwości człowieka zbyt siebie pewnego, lecz czekał, aż się znajdzie klucz do niej.
Równie delikatnie i ostrożnie, jak kontrolował swoją wyobraźnię, kontrolował także serce. Często poślizgnąwszy się na tym punkcie, musiał się przyznać, że sfera wszelkich serdecznych wahań była dlań jeszcze wogóle terra incognita.
Szczerze dziękował losowi, jeśli w tej nieznanej krainie udało mu się zawczasu poznać różnicę między kłamstwem o sztucznym rumieńcu a bladą rzeczywistością. Nie martwił się, gdy od fałszu, przykrytego sztucznemi kwiatami, wypadło mu się odsunąć, nie upadał, gdy tylko gorąco i mocno uderzyło jego
- ↑ ma solitude, mon hermitage, mon repos (franc.) — moja samotność, moja pustelnia, mój odpoczynek.