o tem, jak trzeba orać. Słuchaj jednak, ty nie żartuj. W tym roku musisz sam jechać na wieś.
— Tak, prawda... Ale mój plan jeszcze niezupełnie... — nieśmiało zauważył Obłomow.
— Żadnego planu niepotrzeba! — rzekł Sztolc. — Ty tylko jedź tam... Na miejscu zobaczysz, co trzeba robić. Zadługo się z tym planem bawisz. Czyż w samej rzeczy jeszcze nie wszystko gotowe? Cóż ty robisz?
— Ach, bracie, czy to mam tylko tyle zajęcia co z majątkiem! A drugie nieszczęście?
— Jakież to?
— Z mieszkania pędzą!
— Jakto — pędzą?
— A tak... proszę się wyprowadzić — powiadają — i koniec.
— Cóż w tem złego?
— Jakto — co? Już cały grzbiet i boki sobie otarłem obracając się i myśląc o tych kłopotach. Sam przecież jestem... i to i owo potrzeba zrobić... rachunki sprawdzić... tu płać, tam płać, a tu — przeprowadzka! Pieniędzy mnóstwo się wydaje, a sam nie wiem naco! Niedługo czekać, a zostanę bez grosza!
— To ty rozpróżniaczyłeś się strasznie, kiedy ci ciężko z mieszkania się ruszyć! — ze zdziwieniem zawołał Sztolc. — A propos pieniędzy... dużo masz? Daj mi pięćset rubli, muszę zaraz wysłać... jutro z naszego biura wezmę...
— Poczekaj... przypomnę sobie... Niedawno ze wsi przysłano tysiąc... a teraz zostało... poczekaj, obliczę się...
Obłomow począł szukać po szufladkach
— Tu... dziesięć... dwadzieścia... tu dwieście...
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/250
Ta strona została uwierzytelniona.