powiedział Obłomow, obwijając dokoła ciała swój chałat.
— Jakże zdrowie pana?
— Jakże zdrowie! — odpowiedział poziewając Obłomow. — Męczą mnie przypływy krwi. A pan jak się miewa?
— Ja? Wcale dobrze. Zdrów jestem i wesół, zupełnie wesół — rzekł z uczuciem żywości młody człowiek.
— Skądże to pan tak wcześnie?
— Od krawca. Zobacz pan, jaki frak — mówił Wołkow, obracając się koło Obłomowa.
— Bardzo piękny. Z wielkim gustem uszyty — odpowiedział Obłomow — tylko dlaczego on taki szeroki ztyłu?
— Bo on do konnej jazdy.
— Aha! Więc pan jeździ konno?
— Naturalnie. Na dzień dzisiejszy umyślnie frak zamówiłem. Przecież to dzisiaj pierwszego Maja. Z Goriunowym jedziemy do Katerinenhof. Ach! Pan nic nie wie. Miszę Goriunina awansowali, toteż my dzisiaj popisujemy się — z zachwytem zakończył Wołkow.
— Tak... — odpowiedział Obłomow.
— On na kasztanowatym koniu — ciągnął Wołkow — u nich w pułku wszystkie konie muszą być takiej maści... mój koń kary... A pan jak będzie? Piechotą, czy w powozie?...
— Ja? Nijak...
— Jakto? Na 1-go Maja nie być w Katerinenhofie! Co wy, Ilja Iljicz, mówicie! — mówił ze zdziwieniem Wołkow. — Tam będą wszyscy!
— Co pan mówi, wszyscy! — leniwie odpowiedział Obłomow.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.