W tym samym kącie spoczywają i marzenia twoje: „służyć ojczyźnie, póki siły starczą, bo Rosja potrzebuje rąk i głów dla korzystania z niewyczerpanych źródeł“ — to twoje własne słowa; „pracować aby wypoczynek był słodszy, a wypoczywać, to znaczy żyć drugą piękną, artystyczną połową swego życia, życiem artystów, poetów“. Wszystkie te nadzieje także Zachar rzucił do kąta! Przypomnij sobie... po ukończeniu nauk chciałeś zwiedzić obce kraje, ażeby lepiej poznać i ukochać własną ojczyznę. „Całe życie — to myśl i trud“ — mówiłeś wtedy — „praca, choćby nikomu nieznana, ciemna, ale nieprzerwana, a śmierć z samopoczuciem, że się swój obowiązek spełniło“. Co? W jakim kącie to wszystko teraz spoczywa?
— Tak... tak... — mówił Obłomow, niespokojnie słuchając każdego wyrazu Sztolca — pamiętam... ja rzeczywiście... zdaje się. Jakże to — zawołał nagle, przypomniawszy sobie przeszłość, — pamiętam Andrzeju, mieliśmy zamiar wzdłuż i wszerz zmierzyć całą Europę, piechotą przejść przez Szwajcarję, poparzyć nogi na Wezuwjuszu, zajść do Herkulanum. Małośmy nie szaleli z radości. Tyle głupstw!
— Głupstwa! — z wymówką powtórzył Sztolc. — Czyż to nie ty ze łzami w oczach mówiłeś, patrząc na reprodukcję Madonn Rafaela, Nocy Corregia, Apolla Belwederskiego: „Mój Boże! czyż nigdy nie uda się nam oglądać oryginałów, i zaniemieć w potędze wzruszenia, że stoimy przed dziełem Michel-Angelo, Tycjana i depczemy ziemię Rzymu? Czyż życie całe spędzić na tem, ażeby mirty, cyprysy i pomarańcze oglądać tylko w oranżerjach, a nie w ich ojczyznie? Nie oddychać powietrzem
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/270
Ta strona została uwierzytelniona.