— A tybyś chciał może „nie odkładać do jutra, co można zrobić dziś?“ Taki pośpiech! Dziś już późno — dodał Sztolc, — ale za dwa tygodnie będziemy już daleko...
— Jakto — za dwa tygodnie... Zmiłuj się, tak nagle! — mówił Obłomow. — Pozwól obmyśleć wszystko, przygotować się... Potrzebny jakiś powóz... Za trzy miesiące może...
— Też wymyśliłeś — powóz! Do granicy dojedziemy pocztą, albo statkiem parowym do Lubeki — jak będzie wygodniej — a tam już w wielu miejscach koleje żelazne.
— A mieszkanie, a Zachar, a Obłomówka? Trzebaż dać jakieś dyspozycje — bronił się Obłomow.
— Obłomowszczyzna! Obłomowszczyzna! — zawołał Sztolc, śmiejąc się, potem wziął świecę, powiedział dobranoc Obłomowowi i poszedł spać. — Teraz albo nigdy! pamiętaj! — dodał, zwróciwszy się do Obłomowa i zamykając drzwi.