Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/277

Ta strona została uwierzytelniona.



V.

„Teraz albo nigdy!“ — stanęły przed Obłomowym groźne słowa, gdy tylko się obudził.
Wstał z łóżka, przeszedł się parę razy po pokoju, zajrzał do bawialnego pokoju — Sztolc siedzi i pisze.
— Zachar! — zawołał.
Nie słychać wcale zwykłego skoku z leżanki. Zachar się nie zjawia. Sztolc wysłał go na pocztę.
Obłomow zbliżył się do owego zakurzonego stołu, usiadł, wziął pióro, włożył do kałamarza, ale nie było atramentu; zaczął szukać papieru — także niema.
Zamyślił się i machinalnie począł rysować coś palcem na zapylonym stole; spostrzegł, że napisał: Obłomowszczyzna.
Szybko starł ten wyraz rękawem. Wyraz ten śnił mu się w nocy, wypisany ogniem na ścianie, jak Baltazarowe słowa.
Wrócił Zachar, a nie zastawszy Obłomowa, jak zwykle, w pościeli, zdziwił się bardzo, ujrzawszy go już na nogach. W jego tępem spojrzeniu błyszczał także wyraz „Obłomowszczyzna“.
— Jeden wyraz — myślał Ilja Iljicz, — ale jaki „jadowity!“
Zachar, jak zawsze, wziął grzebień, szczotkę, ręcznik i zbliżył się do Obłomowa, aby go uczesać.