— Idź do czorta! — głośno zawołał Ilja Iljicz — i wytrącił z rąk Zachara szczotkę — grzebień on sam już opuścił na podłogę.
— Czy pan się jeszcze położy? — spytał. — Poprawiłbym pościel.
— Przynieś mi atramentu i papieru — rzekł Obłomow.
I zamyślił się nad słowami: „teraz lub nigdy!“
Wsłuchując się w to rozpaczliwe wołanie rozumu i woli, uświadamiał sobie i ważył to, co jeszcze mu zostało jako resztki woli. Gdzie poniesie, gdzie złoży te ostatnie resztki.
Po milczącej zadumie, porwał pióro, wyciągnął z kąta książkę i w ciągu godziny chciał przeczytać, przemyśleć, wypisać wszystko, czego nie przeczytał, nie przemyślał, nie napisał w ciągu lat dziesięciu.
Co ma teraz robić? Iść naprzód, czy stać? To obłomowskie pytanie wydawało mu się głębszem od hamletowskiego. Iść naprzód — to znaczyło zrzucić szeroki chałat nietylko z plec, lecz także z duszy, z rozumu; razem z kurzem i pajęczyną na ścianach zrzucić pajęczynę z oczu, — i przejrzeć!
Który pierwszy krok uczynić? Od czego zacząć? Niewiem... nie mogę... nie! Ja się tylko wykręcam. Sztolc tu blisko — wszystko powie.
A co on powie? „Za tydzień — powie — napisać szczegółową instrukcję swemu pełnomocnikowi i wysłać na wieś. Na Obłomówkę zaciągnąć bankową pożyczkę, dokupić gruntów, podać plan budowy domu, opróżnić mieszkanie, wziąć paszport i jechać na pół roku za granicę, pozbyć się zbytecznego tłuszczu, zrzucić ten ciężar, odświeżyć duszę tem powietrzem, o którem niegdyś marzył z przyjacielem, żyć bez szlafroka, bez Zachara i Tarantjewa, same-
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/278
Ta strona została uwierzytelniona.