mu wdziewać skarpetki i zdejmować buty, spać tylko w nocy, podróżować, jak wszyscy, statkiem parowym lub koleją, potem... Potem... cieszyć się w Obłomówce, wiedzieć, co posiew, co młodźba, dlaczego chłop bywa ubogi lub bogaty, chodzić w pole, jeździć na wybory, na fabrykę, do młyna, do przystani. Niezależnie od tego czytać dzienniki, książki, troszczyć się o to, dlaczego Anglicy wysłali okręt na wschód...“
Oto, co mnie powie! To znaczy iść naprzód... I tak całe życie! Żegnaj mój poetyczny ideale życia! Będzie to jakaś kuźnia, nie życie; bezustanny płomień, gorąco, trzask, hałas... Kiedyż żyć? Czyż nie lepiej zostawić tak, jak było!
Zostać? To znaczy, wdziewać koszulę na wywrót, słuchać tupotu Zacharowego skakania z leżanki, jadać obiady z Tarantjewym, mniej myśleć o wszystkiem, nie doczytać do końca podróży do Afryki i spokojnie zestarzeć się w mieszkaniu kumy Tarantjewa.
„Teraz lub nigdy!“ „Być albo nie być!“ — Obłomow podniósł się na fotelu, ale nie trafił odrazu nogami w pantofle i usiadł znowu.
Po dwóch tygodniach Sztolc wyjechał do Anglji, wziąwszy słowo od Obłomowa, że przyjedzie wprost do Paryża. Ilja Iljicz paszport już miał w pogotowiu; zamówił nawet płaszcz podróżny, kupił czapkę. Tak się posunęło wszystko!
Już Zachar bardzo mądrze dowodził, że dość zamówić jedną parę butów, a do drugiej dać tylko podeszwy. Obłomow kupił kołdrę, wełnianą koszulę, podróżny neseser, chciał nawet kupić worek na prowizję, ale dziesięciu ludzi przekonało go, że zagranicą z workiem prowizji nie podróżują.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/279
Ta strona została uwierzytelniona.