Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.

— Poszedł! — rzekł do Anisji.
— A na obiad wróci?
— Kto go wie, — jak przez sen odpowiedział Zachar.
Zachar taki sam, jak dawniej: takie same wielkie bokobrody, nieogolony, ta sama szara kamizelka i rozprucie pod pachą, ale ożenił się z Anisją — czy skutkiem zerwania stosunku z kumą, czy też tak, z przekonania, że człowiek musi się ożenić. Ożenił się zatem, ale wbrew przysłowiu — nie odmienił się.
Sztolc zaznajomił Obłomowa z Olgą i jej ciotką. Gdy go przywiózł do domu ciotki Olgi po raz pierwszy, zastano tam gości. Obłomow, jak zwykle, czuł się jakoś niedość swobodnym, ciężkim.
— Dobrze byłoby zdjąć rękawiczki — pomyślał — przecież w pokoju ciepło... Jak ja się odzwyczaiłem od wszystkiego!
Sztolc usiadł przy Oldze, która siedząc w fotelu, oparta plecami, dość daleko od stołu, przy którym pito herbatę, obojętnie przyglądała się temu, co się koło niej działo.
Bardzo ucieszyła się przyjściem Sztolca. Chociaż oczy jej nie zapaliły się blaskiem, twarz nie okryła się rumieńcem, ale zajaśniał na niej równy, spokojny wyraz, a na ustach zjawił się uśmiech.
Nazywała go przyjacielem i lubiła za to, że ją zawsze pobudzał do śmiechu, nie pozwalając nudzić się, ale i lękała się go nieco, bo się czuła wobec niego trochę dzieckiem.
Gdy w umyśle jej budziło się jakieś pytanie, powstawała wątpliwość, ona zaraz wypowiadała się przed nim — uznawała jego wyższość nad sobą