i nieraz czuła się upokorzona własną niedojrzałością umysłu i lat.
Sztolc zachwycał się nią bez żadnych zamiarów, jako pięknem stworzeniem, pełnem zapachu świeżości, rozumu i uczuć. W oczach jego była tylko prześlicznem dzieckiem, pełnem nadziei na przyszłość.
Mimo to rozmawiał z nią chętniej i częściej, niż z innemi kobietami, gdyż ona, chociaż nieświadomie, szła prostą, naturalną drogą życia, a dzięki szczęśliwej naturze, zdrowemu rozsądkowi, nieprzerafinowanemu wychowaniu, nie uchylała się od szczerego wypowiadania myśli, uczuć, woli aż do najmniejszego, ledwie dostrzeżonego poruszenia oczu, ust, ręki.
Może dlatego szła ona tak pewnym krokiem tą drogą, że od czasu do czasu słyszała obok siebie kroki jeszcze pewniejsze „przyjaciela“, któremu ufała i do jego kroku własny stosowała.
Mimo wszystko, u rzadko której dziewczyny można było spotkać tyle prostoty, naturalnej swobody spojrzenia, słowa, czynu. Nie można było nigdy wyczytać w jej twarzy i oczach: „teraz zacisnę trochę usta i zamyślę się — to mnie do twarzy. Spojrzę tam i przelęknę się, lekko krzyknę — zaraz się do mnie zbliżą. Siądę przy fortepianie i wysunę trochę koniec trzewika...“
Nie było u niej ani min żadnych, ani kokieterji, żadnego kłamstwa, żadnej sztucznej powłoki, ani zamiarów. Dlatego też ją cenił — tylko prawie jeden Sztolc, dlatego niejeden mazur przesiedziała sama, nie nudząc się, a patrząc na nią, najbardziej rozmowni panowie stawali się nieśmiałymi, nie wiedząc, jak do niej przemawiać.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.