Jedni uważali ją za kobietę bardzo prostą, zgoła nie głęboką, gdyż z ust jej nie spadały mądre sentencje o życiu, o miłości, ani też bystre, nieoczekiwane, śmiałe repliki, wyczytane lub podsłuchane sądy o muzyce lub literaturze. Mówiła mało, tylko to, co myślała, omijali ją przeto rozumni i wytrawni kawalerowie, niewytrawni zaś uważali za zbyt mądrą i obawiali się jej. Sztolc tylko rozmawiał z nią i rozśmieszał.
Lubiła ona bardzo muzykę, śpiewała najchętniej bez świadków, chyba w obecności Sztolca lub przyjaciółki z pensji, a śpiewała tak, jak według Sztolca, żadna dziewczyna nie śpiewa.
Ledwie usiadł on przy niej, w pokoju rozlegał się śmiech tak dźwięczny, tak szczery, tak zaraźliwy, że kto go usłyszał, z pewnością zaśmiał się sam, nie wiedząc, dlaczego.
Ale nie zawsze śmieszył ją Sztolc. Przez pół godziny nieraz słuchała ciekawie jego mowy, a później spojrzenie swoje jeszcze z większą ciekawością przenosiła na Obłomowa. Obłomow od tych spojrzeń rad byłby się schować pod ziemię.
— Co oni o mnie mówią? — myślał, patrząc na nich z ukosa niespokojnym wzrokiem. Chciał już odejść, ale ciotka Olgi wołała go do siebie i sadzała obok pod krzyżowym ogniem spojrzeń wszystkich rozmawiających.
Bojaźliwie zwrócił oczy na Sztolca, ale tego już nie było; spojrzał na Olgę — i spotkał się z tem samem, utkwionem w niego ciekawem spojrzeniem.
— Jeszcze patrzy! — pomyślał i z niepokojem począł oglądać własne ubranie.
Otarł chustką twarz, myśląc, że może ma zawalany nos, poprawił krawatkę — może się rozwiązała,
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/284
Ta strona została uwierzytelniona.