co zdarzało mu się nieraz. Nie, zdaje się, wszystko w porządku, a ona patrzy!
Służący podał mu filiżankę herbaty i podsunął tacę z ciastkami. Chciał przygłuszyć w sobie niepokój, okazać się śmiałym i wziął taką ilość sucharków, biszkoptów i rogalków, że obok siedząca dziewczynka zaśmiała się. Inni spoglądali na tę masę, leżącą przed nim, z ciekawością.
— Boże mój! i ona patrzy! — myślał Obłomow. — Co ja z tą masą zrobię?
Nie patrząc nawet, widział, że Olga wstała i przeszła na inną stronę. Lżej mu się na sercu zrobiło.
A dziewczynka wpatrzyła się w niego, czekając, co on zrobi z sucharkami.
— Zjem jak najprędzej! — pomyślał i począł prędko zjadać biszkopty, które na szczęście same rozpływały się w ustach.
Zostały już tylko dwa sucharki, on westchnął swobodniej i zdecydował się spojrzeć w tę stronę, gdzie poszła Olga.
Boże! Ona stoi pod lustrem, oparłszy się o podstawę i śledzi go spojrzeniem. Zdaje się, że opuściła swój kącik tylko dlatego, aby mogła swobodnie patrzeć na niego. Dojrzała jego niezręczność z ciastkami.
Przy kolacji siedziała na drugim końcu stołu, rozmawiała, jadła i, zdawało się, że już się przestała nim interesować. Ale ledwie tylko Obłomow trwożliwie zwracał się w jej stronę w nadziei, że może już przestała patrzeć, spotykał się z jej wzrokiem, pełnym ciekawości, a jednak dobrym.
Gdy po wieczerzy Obłomow począł gorączkowo żegnać się z ciotką, ona poprosiła go na jutrzejszy
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/285
Ta strona została uwierzytelniona.