Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/286

Ta strona została uwierzytelniona.

obiad i poleciła zaprosić także w jej imieniu Sztolca.
Ilja Iljicz ukłonił się i, nie podnosząc oczu, skierował się ku drzwiom, obok których stał fortepian. Spojrzał — przy nim siedziała Olga i patrzyła na niego z wielką ciekawością. Zdało mu się, że się uśmiechała.
— Pewnie jej Andrzej nagadał o mnie różne głupstwa — że na nogach miałem odmienne skarpetki, że koszula była na wywrót — pomyślał i wrócił do domu nachmurzony swemi domysłami i zaproszeniem na obiad, które przyjął ukłonem, to znaczy, zgodził się na nie.
Od tej chwili uporczywe spojrzenia Olgi nie wychodziły mu z głowy. Nadaremnie położył się na grzbiecie, jak długi, nadaremnie starał się przybrać najbardziej niedbałe pozycje, najbardziej dla snu dogodne, nie mógł zasnąć — i tyle! Szlafrok wydał mu się wstrętnym; Zachar głupi i nieznośny; kurz z pajęczyną nie do zniesienia. Kazał wyrzucić z pokoju kilka obrzydliwych obrazów, które mu wmówił jakiś handlarz, opiekujący się biednymi artystami, poprawił roletę, która oddawna się nie podnosiła, zawołał Anisję i kazał wymyć okna. Potem położył się i przez całą godzinę myślał — o Oldze.
Najprzód pilnie począł badać jej powierzchowność, malował w pamięci jej portret.
Ściśle rzecz biorąc, Olga nie była wcale piękna, nie miała ani zbyt białej płci, ani jasnego kolorytu policzków i ust, a oczy nie paliły się zgoła promieniami wewnętrznego ognia. Nie miała korali na ustach, perłowych ząbków, ani malutkich jak