Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/303

Ta strona została uwierzytelniona.



VI.

Śród leniwego leżenia w różnych pozycjach, śród tępej drzemki i śród natchnionych uniesień, na pierwszym planie zawsze zjawiała się Obłomowowi kobieta, jako żona, niekiedy — jako kochanka.
W jego marzeniach unosił się obraz wysokiej, kształtnej kobiety, z rękoma spokojnie złożonemi na piersi, ze spokojnem ale dumnem spojrzeniem, niedbale spoczywającej śród bluszczów w gaju, lekko stąpającej po dywanie, po piasku alei, z gibką talją, z głową z wdziękiem spoczywającą na szyi, z zamyśloną twarzą — jako ideał, jako wcielenie życia, pełne rozkoszy i uroczystego spokoju, jak sam spokój.
Najprzód śniła mu się cała w kwiatach przed ołtarzem, w długim woalu, potem u wezgłowia małżeńskiego łoża, ze spojrzeniem wstydliwie spuszczonem, wkońcu jako matka, otoczona dziećmi.
Marzył mu się jej uśmiech na ustach nie namiętny zgoła, oczy nie wilgotne od pragnień, ale uśmiech pełen sympatji dla niego, dla męża, a pełen wyrozumiałości dla innych; spojrzenie dobre tylko dla niego, dla innych wstydliwe, a nawet surowe.
On wcale nie pragnął widzieć w niej wzruszeń, namiętnych marzeń, wybuchów łez, tęsknot, niemocy, potem szalonego przeskoku do radości. Nie