kować go dogadywaniem o jego lenistwie, niezręczności i ciągłem leżeniu.
Ogarniało ją uczucie komizmu, ale miało ono charakter uczucia matki, która uśmiecha się, patrząc na dziwaczne ubranie dziecka swego. Sztolc wyjechał. Przykro jej było, że niema komu śpiewać. Fortepian był zamknięty — słowem, obojgu ciężył jakiś przymus, okowy, oboje odczuwali skrępowanie.
A wszystko tak się dobrze rozpoczęło! Jak łatwo zbliżyli się do siebie! Charakter Obłomowa był mniej skomplikowany od Sztolca i miększy. Nie śmieszył jej jak tamten i żarty łatwo przebaczał.
Sztolc, wyjeżdżając, prosił ją, by czuwała nad Obłomowym, przeszkadzała mu przesiadywać w domu. W jej rozumnej, pięknej głowie już powstał był cały plan, w jaki sposób odzwyczaić Obłomowa od spania po obiedzie; nietylko spać — ona nie pozwoli mu położyć się nawet na kanapie w ciągu dnia. Zobowiąże go do tego słowem.
Marzyła o tem, że „każe mu przeczytać książki“, które Sztolc zostawił, wyjeżdżając, potem czytywać codziennie dzienniki i opowiadać jej nowiny, pisywać dyspozycje staroście, dokończyć wypracowanie planu urządzenia majątku, przygotować się do wyjazdu zagranicę, — słowem, nie pozwoli mu drzemać. Wskaże mu cel życia, zmusi go pokochać znowu wszystko, dlaczego zobojętniał, a Sztolc, powróciwszy, nie pozna go.
I tego cudu dokona sama — milcząca, trwożliwa, której dotychczas nikt nie słuchał, która jeszcze nie rozpoczęła życia sama. Ona to właśnie dokona takiego przeobrażenia.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/306
Ta strona została uwierzytelniona.