Już się ono rozpoczęło z chwilą, kiedy po raz pierwszy śpiewała. Obłomow już był inny.
Będzie zatem żyć, działać, błogosławić ją i życie. Powróci umarłego do życia. Jakaż to chwała dla doktora, który śmiertelnie choremu powróci zdrowie! A przecież jest czemś większem jeszcze uratować moralnie marniejący rozum i duszę!
Radosne drżenie dumy opanowywało ją na myśl, że będzie mogła spełnić wielkie zadanie, przeznaczone jej losem. Już go w myśli robiła swoim sekretarzem, bibljotekarzem...
I nagle wszystko to mogło runąć! Nie wiedziała, jak wyjść z tego położenia i dlatego milczała, spotkawszy się z Obłomowym.
Obłomow zaś dręczył się tem, że ją przestraszył, obraził i oczekiwał piorunowych spojrzeń, zimnego traktowania, drżał ujrzawszy ją, uciekał przed nią.
W tym czasie już zamieszkał na letnisku i przez trzy dni chodził przez krzaki i błota do lasu, na wieś lub siadywał przed wrotami chałup chłopskich, przypatrywał się biegającym dzieciom, pasącym się cielętom, patrzył, jak kaczki pluskają się na jeziorku. Przed domem był staw, park wielki, ale lękał się iść tam, ażeby się nie spotkać z Olgą.
— Skorciło mnie wyrwać się! — myślał.
Nie stawiał nawet sobie pytania, czy wyrwała mu się w samej rzeczy z ust prawda, czy to był tylko chwilowy wpływ muzyki na nerwy.
Uczucie niezręczności, wstydu, jak on się wyrażał, z powodu jego zachowania się, przeszkadzały mu zastanowić się nad tem, czy to było uniesienie się tylko i czem dla niego była Olga? Nie zastanawiał się zupełnie nad tem, że do serca jego coś przylgnęło, czego nie było przedtem. Wszystkie
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/307
Ta strona została uwierzytelniona.