i zaschłe okruszyny czarnego chleba, które tu Bóg wie od jak dawna leżały, wymiotła i wymyła szafę, naczynie — i prusaki znikły prawie zupełnie.
Zachar, mimo wszystko, jeszcze się niebardzo orjentował, o co chodzi, i uważał, że ona robi to wszystko z pilności. Razu jednego niósł tacę z filiżankami i szklankami, gdy ją przechylił i część szkła spadła, począł swoim zwyczajem łajać, omal nie upuściwszy tacy. Anisja wzięła od niego tacę, postawiła inne szklanki, dodała jeszcze cukierniczkę i chleb, pokazując mu, jak trzymać tacę. Potem przeszła się, po pokoju parę razy z tacą w ręku, pochylając ją na różne strony — i nic się nawet nie poruszyło. Zachar zrozumiał, że Anisja rozumniejsza od niego!
— Oto, widzisz, tak trzeba robić — zauważyła spokojnie.
Spojrzał na nią z tępą wyniosłością, a Anisja uśmiechnęła się tylko.
Wyrwał jej z rąk tacę, potłukł znowu szklanki i od tego czasu miał już żal do niej.
— Ach, ty, baba, sołdatka jakaś, chcesz mnie rozumu uczyć! Czy u nas w Obłomówce taki był dom? Na mnie opierało się wszystko. Lokajów wraz z chłopakami było piętnastu. Wy, baby, nawet pojęcia o tem nie macie! A ty mnie tutaj!...
— Ja przecież ci źle nie życzę... — poczęła się bronić.
— Dosyć, dosyć, dosyć! — chrypiał, robiąc gest ręką, jakby ją chciał uderzyć w piersi. Ruszaj z pańskich pokojów precz do kuchni! Tam twoje babskie sprawy!
Anisja uśmiechnęła się i wyszła, a on zachmurzonym wzrokiem wiódł za nią.
Duma jego była zadraśnięta i niegrzecznie
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/321
Ta strona została uwierzytelniona.