Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

w domu pracuję. Odzwyczaiłem się zupełnie od towarzystwa ludzi.
— Hm... Naczelnik wydziału! Tak — to rozumiem! — rzekł Obłomow. — Winszuję. Przecież razem rozpoczynaliśmy służbę. Za rok pewnie radcą zostaniesz!
— Co zaś! Bóg z tobą! Dopiero w tym roku order z koroną otrzymałem — myślałem, że za wybitną pracę, a tymczasem zostałem awansowany na urzędzie. Nie można przez dwa lata z rzędu awansować.
— Przychodź na obiad — oblejemy awans — rzekł Obłomow.
— Nie mogę. Dziś jestem na obiedzie u wicedyrektora. Na czwartek muszę referat przygotować — piekielna robota! Na wiadomościach z gubernji nie można polegać. Trzeba je sprawdzić. Foma Fomicz taki ostrożny — wszystko chce sam robić. Dziś zaraz po obiedzie wspólnie zasiądziemy do roboty.
— Jakto? Zaraz po obiedzie? — spytał z nieufnością Obłomow.
— A ty jak myślisz! Dobrze będzie, gdy wcześnie skończymy i zdołam jeszcze w Katerinenhof pojechać. Wstąpiłem, aby się zapytać, czybyś nie pojechał? Zajechałbym po ciebie.
— Niezdrów jestem trochę, nie mogę! — skrzywiwszy się powiedział Obłomow. — Przytem i zajęcia dużo — nie mogę!
— Szkoda — zauważył Sudbinski — dzień taki piękny. Mam nadzieję odetchnąć trochę.
— Cóż tam nowego u was? — spytał Obłomow.
— Tak... dużo nowego... W listach skasowano „najniższy sługa“, a tylko kazano pisać „proszę