sypiał na ulicy Grochowej w pokoju pełnym kurzu, z opuszczonemi roletami.
Smutne miał sny. Zbudził się — przed nim stał stół nakryty, barszcz, befsztek. Dalej Zachar patrząc zaspanem okiem w okno trzeciego pokoju. Anisja dzwoni talerzami.
Skończył obiad, usiadł przy oknie. Głupio mu, nudy, ciągłe sam. Dokąd iść? Nic mu się nie chce.
Weszła Anisja.
— Proszę popatrzeć... przynieśli kociątko od sąsiadów... Pan wczoraj pytał...
Położyła mu kociątko na kolanach.
Obłomow począł je głaskać. Ale i z kotkiem nudy.
— Zachar! — zawołał.
— Słucham... — odezwał się Zachar.
— Ja się może przeniosę do miasta — rzekł Obłomow.
— Do miasta? Przecież mieszkania niema.
— A na Wyborgską stronę?
— Cóż to będzie? Z jednego letniska przeprowadzać się na drugie? — rzekł Zachar. — Czego tam szukać? Nie widzieliśmy Micheja Andreicza.
— Tu niewygodnie.
— Jeszcze raz się przeprowadzać! Mój Boże! Namęczyliśmy się tutaj! Nie mogę doszukać się dwóch filiżanek i szczotki do zamiatania. Jeżeli zabrał Michej Andreicz — to się już trzeba z niemi pożegnać.
Obłomow milczał. Zachar odszedł lecz wrócił natychmiast, ciągnąc za sobą kufer i podróżną torebkę.
— A z tem co robić? Sprzedać, czy co? — rzekł, trąciwszy kufer nogą.
— Czy ty zwarjowałeś? Ja w tych dniach wy-
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/341
Ta strona została uwierzytelniona.