Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/346

Ta strona została uwierzytelniona.

Obłomow miał nieświadome poczucie, że ona urosła prawie ponad jego głowę, że od tej chwili niema już powrotu do dziecinnej wiary, że stanęli nad brzegiem Rubikonu, a utracone szczęście jest już na drugim brzegu. Trzeba przekroczyć.
Jak? A jeśli on tylko sam przekroczy?
Olga jaśniej rozumowała od niego, lepiej rozumiała, co się w nim odbywa i dlatego przewaga była po jej stronie. Ona otwarcie zaglądała w jego duszę, widziała, jak się tam na dnie budziło uczucie, jak szalało tam i wybijało się nazewnątrz. Rozumiała, że wszelka przebiegłość, krętactwo i kokieterja — narzędzia Soniczki — były wobec Obłomowa zbyteczne, bo nie przewidywała oporu i walki.
Spostrzegła nawet i to, że bez względu na jej młodość do niej należy pierwsza rola w tej sympatji, a od niego można było tylko oczekiwać głębokiego wrażenia, namiętności, leniwej pokory, wiecznej harmonji z każdem uderzeniem jej serca, ale nigdy objawu woli i czynnej myśli.
Odrazu zauważyła swój wpływ nad nim i podobała się jej ta rola — gwiazdy, przewodniczki życia, promienia światła, jaki ona rzuci nad stojącem jeziorem, odbijającem to światło. Dobrze oceniała swoją przewagę w tym pojedynku.
W tej komedji albo tragedji, stosownie do okoliczności, obie osoby działające zjawiały się prawie zawsze w jednakowym charakterze: dręczyciela lub dręczycielki i — ofiary.
Olga, jak każda kobieta, w roli pierwszej, to jest dręczycielki, mniej od innych i nieświadomie odmawiała sobie przyjemności poigrania trochę jak kotka z myszką; czasem wyrwie się jej nagle, jak błyskawica, blask uczucia, a potem również nagle