Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/352

Ta strona została uwierzytelniona.



IX.

Od tej chwili nie było już nagłych zmian w postępowaniu Olgi. Zachowywała się jednostajnie, spokojnie wobec ciotki, w towarzystwie, ale odczuwała życie tylko w obecności Obłomowa. Nie pytała już nikogo, co ma robić, jak postępować! Nie myślała, jak o powadze, o Soniczce.
W miarę rozwijania się przed nią różnych stopni życia, to jest uczucia, bystro obserwowała wszelkie zmiany, czujnie przysłuchiwała się głosowi swego instynktu, sprawdzała zapomocą niewielkiego zapasu własnych doświadczeń i szła ostrożnie, badając nogą grunt, na którym stanęła.
Kogo zresztą miała pytać? Ciotki? Ona nad takiemi pytaniami przechodziła tak lekko i zgrabnie, że Oldze nigdy nie udawało się różne jej odezwania się sprowadzić do jakiegoś jednego punktu i zapamiętać. Sztolca nie było. Obłomowa? Ależ to Galatea, wobec której sama musiała być Pigmaljonem.
Życie jej wypełniało się tak spokojnie, tak niepostrzeżenie dla nikogo, że żyła w zupełnie nowej atmosferze, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi, bez wzajemnych uniesień i burz. Według innych — robiła to samo, co dawniej, ale zupełnie inaczej.