Bywała w teatrze francuskim, ale treść sztuki wiązała zawsze z własnem życiem; jeśli czytała książkę, to znajdowała tam zawsze iskrę własnego rozumu, błyszczał ogień własnych jej uczuć, zapisane były wczoraj wypowiedziane słowa, jak gdyby autor podsłuchiwał, jak bije teraz jej serce.
W lesie te same drzewa, ale szum ich ma dla niej osobliwe znaczenie; między nią a drzewami istniała jakaś harmonja. Ptaki nie szczebiocą, lub śpiewają — one rozmawiają ze sobą. Wszystko obok niej mówi, wszystko odpowiada jej nastrojowi. Kwiat rozwija się — a ona słyszy, jakoby jego oddech.
We snach zjawił się także odblask nowego życia. Ożywiły się zjawy obrazami, z któremi niekiedy głośno rozmawiała... Coś one mówiły, ale tak niewyraźnie, że nie rozumiała ich i także niezrozumiałemi słowami przemawiała do nich. Tylko Katja mówiła jej rano: panienka w nocy bredziła.
Olga przypomniała sobie przepowiednię Sztolca, który mówił jej często, że dotychczas nie zaczęła żyć. Obrażała się niekiedy, że ją uważa za dziewczynkę, chociaż ma ona już lat dwadzieścia. Teraz dopiero zrozumiała, że miał słuszność, gdyż teraz dopiero żyć zaczęła.
— Kiedy wszystkie siły zagrają w organizmie pani, — mówił Sztolc — wtedy dopiero rozpocznie się życie i dokoła ujrzy pani to, na co teraz oczy są zamknięte, usłyszy — czego teraz nie słyszy. Zagra muzyka nerwów, usłyszy pani szum życia, będzie przysłuchiwać się rośnieniu trawy. Proszę poczekać, nie śpieszyć się, życie przyjdzie samo.
Przyszło w samej rzeczy.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/353
Ta strona została uwierzytelniona.