— To zapewne grają siły wewnętrzne, ocknął się organizm — mówiła jego własnemi słowami, wsłuchując się w nieznane drżenia i pilnie ale nieśmiało obserwując każde nowe budzenie się siły.
Olga nie poddała się marzycielstwu, nie oddziałał na nią szept liści, nie męczyły nocne widziadła; niekiedy zdawało jej się jakby ktoś schylał się w nocy nad jej uchem i szeptał niejasne, niezrozumiałe wyrazy. Wstawszy z łóżka, wypijała szklankę wody, otwierała okno, chustką odświeżała twarz i odrazu wytrzeźwiała się ze snów i marzeń.
Obłomowowi, gdy się tylko obudził, stawał przed oczyma, obraz Olgi w całej postaci, z gałązką bzu w ręku. Zasypiał z myślą o niej, szedł na przechadzkę, czytał — zawsze ona była z nim razem.
W myśli prowadził z nią nieskończone rozmowy — we dnie i w nocy. Do „Historji odkryć i wynalazków“ dodawał on jeszcze nowe odkrycia w zewnętrznej postaci Olgi lub jej charakteru, myślał, jakby się z nią nagle spotkać, posłać książkę, zrobić jakiś podarunek.
Gdy spotkawszy się z nią rozmawiał, wracając sam do domu, dalej ciągnął rozmowę, a do wchodzącego do pokoju Zachara, miękkim, łagodnym głosem, jak gdyby do Olgi, mówił:
— Ty łysy czorcie, znowu mi dałeś nieoczyszczone buty! Pamiętaj, aby to było po raz ostatni.
Obojętny, próżniaczy nastrój opuścił go od tej chwili, kiedy Olga śpiewała po raz pierwszy. Od tego czasu nie żył już dawnem życiem, kiedy mu było wszystko jedno, czy leżeć i patrzeć na ścianę, czy w jego mieszkaniu jest Aleksiejew, czy on sam siedzi u Iwana Gerasimowicza. Minęły te dnie kiedy
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/354
Ta strona została uwierzytelniona.