nie pragnął nikogo i niczego ani od dnia, ani od nocy.
Teraz i dzień i noc, każda godzina poranku miała swój obraz, pełny tęczowych promieni, lub bezbarwny i ponury, stosownie do tego, czy na jego tle przesuwała się postać Olgi lub czas mijał bez niej — a zatem przechodził bez wrażeń i nudnie.
Wszystko to odbijało się w całej jego istocie: w głowie plątała się sieć bezustannych kombinacyj, domysłów, przewidzeń, męczarni, niepewności, a wszystko to zależne było od pytania: Czy będzie się z nią widział lub nie? Co powie? Co zrobi? Jak spojrzy? Jakie mu da polecenie, o co on ją zapyta, czy będzie zadowolona lub nie? Wszystkie te pytania były codziennem zagadnieniem jego życia.
— Ach, gdyby można było odczuwać tylko ciepło miłości bez udręczeń! — marzył Obłomow. — Nie, życie pędzi naprzód — gdzie pójdziesz, wszędzie pali jego ogień. Ile nagle weszło do niego ruchu, ile zajęcia! Miłość — jakaż to trudna szkoła życia!
Zdołał już przeczytać kilka książek. Olga prosiła go, aby treść opowiadał i z niewzruszoną cierpliwością go słuchała. Napisał kilka listów do starosty, usunął go, natomiast za pośrednictwem Sztolca oddał majątek w zarząd jednemu z sąsiadów. Byłby nawet pojechał na wieś, gdyby uważał za możliwe opuścić Olgę.
Przestał jadać wieczerze i od dwóch tygodni nie kładł się w ciągu dnia.
W ciągu kilku tygodni zwiedzili wszystkie okolice Petersburga. Z ciotką, Olgą i baronem bywali na wszystkich zamiejskich koncertach, na wielkich zabawach. Zamyślali dotrzeć do Finlandji, zwiedzić wodospad Imatry.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/355
Ta strona została uwierzytelniona.