Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/371

Ta strona została uwierzytelniona.

za to później nie będziesz przeklinać, że się nie rozstałeś. Zaraz ktoś od niej przyjdzie. Chciała mi przysłać... Nie spodziewa się tego...
Cóż to za przyczyna takiej zmiany? Jakiż to wiatr powiał nagle na Obłomowa? Jakie chmury nasunął? Dlaczego włożył on na siebie taki smutny obowiązek? A przecież wczoraj jeszcze patrzył w duszę Olgi i widział tam jasny swój świat, jasną przyszłość, odczytywał w niej własny i jej horoskop. Cóż się stało? Pewnie powieczerzał i leżał na grzbiecie a nastrój poetyczny ustąpił miejsca strachom.
Często się zdarza zasnąć latem w cichy bezobłoczny wieczór, błyszczący gwiazdami, z myślą o tem, jak jutro w jaskrawych barwach zabłyśnie poranek, jak wesoło będzie zagłębiać się w gęstwinę leśną i w cieniu drzew ukrywać się przed upałem! Zbudzi cię nagle szmer kroplistego deszczu, szare, smutne chmury, zimno, wilgoć...
Obłomow wieczorem, jak zwykle, przysłuchiwał się biciu własnego serca, potem zbadał je rękoma, sprawdził, czy się zwiększyło stwardnienie, potem zagłębił się w analizowaniu własnego szczęścia, nagle napotkał kroplę goryczy i otruł się.
Trucizna podziałała prędko i mocno. W myśli przebiegał całe swoje życie. Po raz już może setny ogarnęły jego serce żal i spóźniony smutek za przeszłością. Wyobrażał sobie, czem byłby już teraz, gdyby żył pełnem i wszechstronnem życiem, gdyby był czynnym i stanęło przed nim pytanie: czem jest teraz, jak może, jak mogła pokochać go Olga — i zaco?
Czy to nie omyłka? — zaświeciło mu nagle w umyśle, jak błysk piorunu. Piorun wpadł w samo serce i rozbił je. Obłomow jęknął.