Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/372

Ta strona została uwierzytelniona.

— Omyłka! Tak jest! — krążyło mu po głowie.
— Kocham, kocham, kocham! — zadrgało mu nagle w pamięci i serce poczęło się ogrzewać, lecz znowu równie nagle ochłodło. Owo trzykrotne „kocham“ Olgi — cóż to jest właściwie? Złudzenie uszu, złośliwy szept pustego serca, nie miłość, ale tylko przeczucie miłości.
Głos ten kiedyś się odezwie i zadźwięczy tak silnie, uderzy w tak mocny akord, że wszyscy zadrżą! Dowie się o tem ciotka i baron, a echo tego głosu poleci daleko. Nie będzie to uczucie szemrać tak cicho, jak strumień, chowający się w trawie.
Ona teraz tak cicho kocha, jak wyszywa na kanwie. Powoli wysnuwa się wzór, jeszcze wolniej wysuwa go ona nazewnątrz, potem kładzie wszystko — i zapomina. Tak, to tylko przygotowanie się do miłości, próba, a on — jest tylko pierwszym lepszym, znośnym objektem, który nasunął się pierwszy — na próbę, przypadkowo.
W samej rzeczy — cóż ich zbliżyło? Przypadek tylko. Byłaby nigdy nie zwróciła na niego uwagi, gdyby nie wskazał go Sztolc i nie zaraził młodego, wrażliwego jej serca. Zjawiło się dla niego współczucie, egoistyczna troska nie dać zasnąć leniwej duszy, a potem — porzucić ją.
— W tem właśnie tkwi wszystko! — zawołał z przerażeniem, wstając z łóżka i drżącą ręką zapalając świecę. — Nic innego w tem nie było i niema! Cała jej istota już pragnęła kochać, serce jej czekało czujnie — i oto on nadarzył się przypadkowo, przez omyłkę... Gdy się tylko zjawi ktoś inny, ona ze strachem ocknie się z błędu! Jak wtedy spojrzy na niego, jak się odwróci... okropność! Właściwie