pierwszej chwili naszego poznania się, powinien byłbym powiedzieć pani: „pani jest w błędzie, przed panią nie ten, kogo pani oczekuje, o którym marzy. Proszę poczekać — on przyjdzie, a wtedy pani przejrzy. Pani będzie robić wymówki sama sobie i wstydzić się własnej omyłki, a mnie te wymówki i ten wstyd ból będą sprawiały;“ — oto co powinien byłbym powiedzieć pani, gdyby natura dała mi od urodzenia przewidujący rozum i żywszą duszę, wkońcu, gdybym był wobec pani szczerszy... Mówiłem nawet, przypomina pani sobie, ale z jaką obawą, ażeby pani nie uwierzyła temu, ażeby to się nie stało. Mówiłem naprzód to wszystko, co inni mogą powiedzieć potem. Ażeby usposobić panią, by nie słuchała i nie wierzyła, śpieszyłem widzieć się z panią i myślałem: nie wiem, kiedy się ów inny zjawi, a tymczasem ja jestem szczęśliwy. Oto taką jest logika uniesienia się i namiętności!
„Teraz myślę inaczej.
„A co się stanie, gdy się przywiążę do pani; kiedy oglądanie jej stanie się nie rozkoszą, lecz koniecznością, kiedy miłość wgryzie się w serce — niedaremnie czuję stwardniałość koło niego? Jak się oderwać wtedy? Czy przeżyję ten ból? Źle będzie ze mną. Ja i teraz bez lęku pomyśleć o tem nie mogę. Gdyby pani była bardziej doświadczoną, starszą, wówczas błogosławiłbym moje szczęście i podał rękę pani na zawsze. A tak...
„Dlaczegoż piszę? Dlaczego nie przyszedłem sam powiedzieć pani, że chęć oglądania pani rośnie we mnie z dniem każdym, a widzieć się z nią nie mogę i nie wypada? Powiedzieć to wszystko pani w oczy — czyżby mi starczyło siły? Niech pani sama osądzi! Czasem pragnąłbym powiedzieć
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/376
Ta strona została uwierzytelniona.