Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/379

Ta strona została uwierzytelniona.

i żołądek były zaspokojone — on żył. Wyobrażał sobie zdziwienie Olgi, gdy list otrzyma, jaki będzie wyraz jej twarzy, gdy przeczyta, co będzie potem?
Cieszył się perspektywą tego dnia. Z drżeniem serca przysłuchiwał się każdemu poruszeniu drzwi, czy nie przychodzi służący, czy Olga już czyta list. Nie — w przedpokoju cicho.
— Cóżby to miało oznaczać? — myślał z niepokojem. — Czyżby nikogo nie było — jakże to być może?
Ale głos tajemny zdawał się mu szeptać: czegoż się niepokoisz? Przecież pragniesz tylko, ażeby nic nie było, ażeby zerwać stosunek? — Ale on przytłumiał ten głos.
Po półgodzinie dowołał się nareszcie Zachara, który rozmawiał w bramie z furmanami.
— Nikogo nie było? Nikt nie przychodził?
— Przychodzili.
— No. Cóż ty?
— Powiedziałem, że pana niema, że pan wyjechał do miasta.
Obłomow zrobił wielkie oczy.
— Dlaczego tak powiedziałeś? — spytał. — Cóż ci kazałem powiedzieć, gdy przyjdzie służący?
— Ależ służący nie przychodził, tylko pokojówka — z niezmąconą zimną krwią odpowiedział Zachar.
— A list oddałeś?
— Nie. Wszakże pan z początku kazał powiedzieć, że go niema w domu, a potem oddać list. Jak przyjdzie służący — to list oddam.
— Nie, nie!... Ty wprost jesteś zabójcą! Gdzie list? Daj go tutaj! — wołał Obłomow.