nie mówi? — spytał z akcentem powątpiewania. — Czy pani przypuszcza...
— Ja nic nie przypuszczam. Powiedziałam już to panu wczoraj. Co zaś odczuwam i co będzie po roku? Nie wiem. Czyż po jednem szczęściu przychodzi drugie, a potem trzecie — równe pierwszemu? — pytała, patrząc w twarz jego pilnie. — Proszę mówić, pan doświadczeńszy ode mnie.
Obłomow nie chciał już umacniać jej wtem przekonaniu. Milczał, chwiejąc jedną ręką drzewkiem akacji.
— Nie, kocha się tylko raz! — powiedział, jak uczeń wyuczony lekcji.
— Otóż widzi pan i ja w to wierzę — dodała. — Jeśli zaś to nie jest prawdą, być może, że i ja przestałabym kochać pana, może być, że odczuję gorycz mojej omyłki — i pan także... może się rozstaniemy! Ale kochać dwa — trzy razy — nie, nie! Nie chcę w to wierzyć.
Ilja Iljicz westchnął. Owo „może być“ poruszało jego duszą i w zamyśleniu szedł za nią. Z każdym krokiem było mu lżej. Wymyślona przez niego śród nocy bezsennej „omyłka“ była daleką przyszłością...
— Przecież to nie miłość tylko — myślał, — ale całe życie takie... Jeśliby każdy wypadek uważać za omyłkę, to cóż nie będzie omyłką? Cóż to jest? Czyż ja nagle oślepłem?
— Olga — rzekł, ledwie dotykając palcami jej talji.
Zatrzymała się.
— Pani rozumniejsza ode mnie...
Olga zrobiła przeczący ruch głową.
— Nie. Jestem tylko prostsza i śmielsza. Czego
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/389
Ta strona została uwierzytelniona.