Wprawdzie Olga mogła tylko powierzchownie śledzić działalność swego przyjaciela, i to w sferze tylko dostępnej dla niej. Czy wesoło wygląda, czy chętnie jeździ wszędzie, czy w godzinach oznaczonych zjawia się w lasku, o ile interesują go nowiny wiejskie, ogólna rozmowa. Najtroskliwiej uważała, ażeby nie tracił z widoku głównego celu życia. Gdy nawet pytała o izbę sądową, to tylko, dlatego ażeby coś odpisać Sztolcowi o zajęciach jego przyjaciela.
Lato było w całej pełni. Lipiec mijał. Pogoda prześliczna. Obłomow prawie nigdy nie opuszczał Olgi: w pogodny dzień w parku, w upalny południowy czas chronił się z nią do lasu, między sosny, i siedząc u jej nóg, czytał... Ona wyszywała już drugą część kanwy — dla niego.
Tak przeżywali upalne lato, a chmury, nadbiegające czasami, mijały ich.
Jeśli Obłomow miewał ciężkie sny, jeśli w sercu budziły się wątpliwości, Olga jak anioł stała na straży: spojrzy w jego twarz swojem pogodnem spojrzeniem, wydobędzie, co mu leży na sercu, — i znowu wszystko spokojnie, znowu fala uczucia płynie równo, jak rzeka, w której zwierciadle odbija się niebo.
Pogląd Olgi na życie, na miłość stał się jeszcze bardziej wyraźnym i pogodnym. Z większą niż dawniej pewnością rozglądała się koło siebie, nie martwiąc się przyszłością. Rozwinęły się w niej nowe struny umysłu, nowe rysy charakteru, objawiające się albo w poetyckiej różnobarwności, albo prawidłowo, jasno, stopniowo i naturalnie.
Rozwinął się w niej pewnego rodzaju upór, który zwyciężał nietylko grozę losu, ale nawet lenistwo i apatję Obłomowa. Gdy poweźmie jakiś zamiar — wnet wre u niej robota. Mówi tylko o jednem, a gdy
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/399
Ta strona została uwierzytelniona.