Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/407

Ta strona została uwierzytelniona.

rzyli i analizowali wszystko chłodno i mądrze, ale w duszy jego błyszczała szcze wiara w przyjaźń, w miłość, w cześć ludzką. Chociaż nieraz mylił się co do ludzi i serce jego nad tem cierpiało, lecz ani razu nie zachwiały się w nim podstawy uczciwości i wiara w nią. W tajnikach swojej duszy schylał głowę przed czystością kobiety, uznawał jej władzę moralną, jej prawa i składał jej ofiary.
Nie posiadał on wszakże dość mocy charakteru, ażeby jawnie przyznać się do czci dla pierwiastku dobra i szacunku dla niewinności. W cichości upajał się jej aromatem, ale jawnie zwiększał niekiedy chór cyników, wyśmiewających podejrzaną niewinność kobiet i do głośnego chóru dorzucał swoje słówko.
Nigdy nie wnikał w to, jak wielką wagę mają wyrazy dobro, prawda, czystość, rzucane w potok rozmów ludzkich, jakie głębokie bruzdy żłobią one. Nie myślał, że wypowiedziane głośno i śmiało, bez fałszywego wstydu, z męską odwagą, nie utoną w głupich krzykach światowych satyrów, lecz pogrążą się jak perły w głębię życia, a muszla dla nich zawsze się znajdzie.
Niejeden dobre słowo zatrzymywał na ustach, czerwieniejąc ze wstydu, ale śmiało i głośno rzucał słowo lekkomyślne, nie przypuszczając, że ono na nieszczęście także nie ginie marnie, pozostawiając po sobie długą pręgę złego, często nie dającą się usunąć.
Ale czynne winy nie ciążyły na Obłomowie. Żadne piętno wymówki o chłodny, bezduszny cynizm, bez namiętności i bez walki, nie ciążyło na nim i na jego sumieniu. Nigdy nie mógł obojętnie przysłuchiwać się temu, jak jeden zamieniał