Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/415

Ta strona została uwierzytelniona.



XII.

Obłomow wybiegł na poszukiwanie Olgi. W domu powiedziano mu, że wyszła. Poszedł na wieś — niema. Spostrzegł ją wreszcie zdala. Wychodziła na szczyt góry, jak anioł ku niebu. Widział, jak lekko stąpa nogą, jak pochyla się jej postać.
Podążył za nią. Ona ledwie dotyka trawy — jakby leciała. Ilja Iljicz w połowie góry począł wołać. Olga zatrzymała się i czekała na niego, ale gdy on się tylko zbliżał do niej na parę sążni, szła naprzód i znowu długa przestrzeń ich dzieliła. Potem znowu się zatrzymała z uśmiechem.
Obłomow stanął nareszcie, pewny, że i ona nie pójdzie dalej. Zbiegła rzeczywiście o kilka kroków wdół, podała mu rękę i śmiejąc się pociągnęła ku sobie.
Weszli do lasku. Obłomow zdjął kapelusz. Olga chusteczką otarła mu czoło i parasolką poczęła mu wachlować twarz.
Olga była to żywą, rozmowną, wesołą, unoszącą się miłem uczuciem, to nagle wpadała w zamyślenie.
— Zgadnij, co robiłam wczoraj? — spytała, gdy usiedli w cieniu.
— Czytałaś?
Potrząsnęła przecząco głową.
— Pisałaś?