Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/447

Ta strona została uwierzytelniona.

— O, jaki z ciebie, bracie, dzisiaj... — mruczał wziąwszy kapelusz. — Jaka gorączka! — Wygładził kapelusz rękawem, potem spojrzał na swój i na kapelusz Obłomowa, leżący na etażerce.
— Ty nie używasz kapelusza... widzę, masz czapkę. — Wziął kapelusz Obłomowa i przymierzył do swojej głowy. — Pożycz mi na lato.
Obłomow milcząc, zdjął mu kapelusz z głowy i położył na etażerce, potem skrzyżował na piersi ręce i czekał, aż Tarantjew wyjdzie.
— Nu, czort z tobą! — mówił, niezręcznie przeciskając się przez drzwi. — Ty, bracie, dzisiaj jakoś... tego... Pogadajno z Iwanem Matwieiczem i popróbuj nie przywieźć pieniędzy!