storja: pałac sądowy, wyjazd do Obłomówki, budowa domu, zaciąganie długu hipotecznego, budowa drogi, nieskończenie długie sprawy z chłopami, zatroskana twarz ekonoma, wybory szlachty i sesje w sądzie.
Rzadko kiedy błyśnie spojrzenie Olgi, zadźwięczy Casta diva, uczuje przelotny pocałunek; potem zawsze codzienna robota, wyjazd do miasta, ekonom i robienie rachunków.
Przyjechali goście — ale i z tego niewiele radości; rozmowy o tem, ile każdy w gorzelni produkuje wódki, ile kto arszynów sukna wysyła dla skarbu. Cóż to? Czyż tego pragnie dla siebie? Czy to jest życie? A jednak Andrzejowi podoba się ono.
Ale cały czas przedślubny, ślub — to przecież poezja życia, to kwiat, rozkwitnięty w pełni. Wyobraża sobie, jak prowadzi Olgę do ołtarza. Idzie ona z gałązką pomarańczowego kwiatu na głowie, w długim welonie. W tłumie słychać szept podziwu. Wstydliwie, z ledwie widocznie podnoszącą się piersią, z dumnie i pięknie pochyloną głową, podaje mu rękę i nie wie, jak patrzyć na wszystkich. Uśmiech błyszczy na jej twarzy, łzy lśnią w oczach, w linijce nad brwiami myśl jakaś się przemyka.
W domu, gdy się już goście rozjadą, jeszcze w pięknym stroju ślubnym, rzuci mu się na pierś.
— Nie, pójdę do Olgi, nie mogę myśleć i czuć sam — marzył Obłomow. — Opowiem wszystkim, całemu światu... nie, najprzód ciotce, potem baronowi, napiszę też do Sztolca — ach, jakże się zdziwi! Powiem wkońcu Zacharowi. On musi rzucić się do nóg i zapłakać z radości. Dam mu dwadzieścia pięć rubli. Przyjdzie Anisja, chwyci za rękę, aby pocałować... Dam jej dziesięć
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/449
Ta strona została uwierzytelniona.