Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/454

Ta strona została uwierzytelniona.

że pragnę z nią się widzieć. Nająłem u niej mieszkanie.
— Więc to pan nowy lokator, znajomy Micheja Andreicza. Proszę poczekać, powiem jej.
Staruszka otworzyła drzwi, od których odskoczyło kilka głów dziecięcych i poczęły prędko uciekać do drugiego pokoju. Zdołał tylko zauważyć jakąś kobietę z gołą szyją i łokciami, bez czepka, białą, dość pełną, która uśmiechnęła się, trochę zdziwiona, że ją ujrzał nieznajomy, i cofnęła się do drugiego pokoju.
— Proszę do pokoju — powiedziała staruszka, wróciwszy; wprowadziła Obłomowa przez maleńki przedpokój do dość dużego pokoju i poprosiła poczekać. — Gospodyni zaraz przyjdzie.
— A pies ciągle jeszcze ujada — myślał Obłomow, oglądając pokój.
Nagle wzrok jego zatrzymał się na znanych mu przedmiotach: cały pokój był przeładowany jego meblami. Stoły zapylone, krzesła kupą leżały na łóżku, materace, naczynia w nieładzie... Szafy...
— Cóż to znaczy? Nie ustawiono? Nie sprzątnięto? Obrzydliwie! — pomyślał.
Ztyłu za nim skrzypnęły drzwi i do pokoju weszła ta sama kobieta, którą już widział — z gołą szyją i łokciami.
Miała około lat trzydziestu; płeć bardzo białą, twarz pełną, tak, że rumieniec nie mógł się wybić na policzki. Brwi prawie zupełnie nie miała, a ich miejsce zajęły dwie błyszczące wypukłości, na których rosły jasne rzadkie włosy. Oczy szare, dobroduszne, jak i cały wygląd twarzy, ręce białe, ale szorstkie, z występującemi nazewnątrz mocnemi pręgami żył.