— Tak, ale brata niema... On wszystkiem rządzi — rzekła monotonnym głosem, spojrzawszy po raz pierwszy na Obłomowa i znowu utkwiła oczy w szalu.
— Ona ma twarz pospolitą, ale przyjemną — pomyślał Obłomow — musi być dobrą kobietą.
W tej chwili główka dziewczynki ciekawie wysunęła się przez otwarte drzwi. Agafja Matwiejewna ukradkiem groźnie skinęła na nią głową. Dziewczynka się schowała.
— A w jakim urzędzie pracuje brat pani?
— W kancelarji.
— Jakiej?
— Gdzie zapisują chłopów... nie wiem, jak się ona nazywa.
Uśmiechnęła się prosto, ale w tej chwili twarz jej przybrała zwykły wyraz.
— Pani nietylko z bratem tu mieszka? — spytał Obłomow.
— Nie, jeszcze jest dwoje dzieci po ś. p. moim mężu; chłopczyk ośmioletni i dziewczynka sześciu lat — dość chętnie odrzekła Przenicynowa i twarz jej się ożywiła. — Jest tu jeszcze nasza babka, chora, ledwie chodzi — i to tylko wychodzi do cerkwi. Dawniej chodziła na targ z Akuliną, a teraz od św. Mikołaja przestała chodzić — nogi poczęły puchnąć. I w cerkwi siedzi prawie cały czas na wschodkach. Czasem szwagierka przychodzi w gościnę, także Michej Andreicz.
— Michej Andreicz często tu bywa? — spytał Obłomow.
— Czasem miesiąc siedzi... przyjaźni się z bratem... zawsze razem.
Agafja Matwiejewna zamilkła, zużywszy cały zapas swoich myśli i słów.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/456
Ta strona została uwierzytelniona.