— Jaki ogród? Jaka kapusta? Ja o tem nic nie wiem! Co pan mówi! — prawie groźnie przemówił Obłomow.
— Tak zapisano w kontrakcie. Michej Andreicz powiedział, że pan najmuje z ogrodem.
— Cóż to takiego! Wy beze mnie moją kuchnią rozporządzacie się! Ja nie życzę sobie ani waszej kapusty, ani rzepy — rzekł Obłomow wstając.
Iwan Matwieicz wstał także.
— Na miłość Boga! Jakże można — bez pana! Przecież tu jest podpis pański — zawołał.
I znowu gruby palec Iwana Matwieicza trząsł się nad podpisem tak, że cały kontrakt się ruszał.
— Ileż pan wszystkiego naliczył? — spytał niecierpliwie Obłomow.
— Jeszcze za malowanie sufitu i drzwi, za przerobienie okien w kuchni, za nowe okucia do drzwi sto pięćdziesiąt cztery ruble i dwadzieścia osiem kopejek.
— I to na mój rachunek? — ze zdziwieniem spytał Obłomow. Przecież zawsze to się robi na rachunek gospodarza. Któż wprowadza się do nieuporządkowanego mieszkania.
— W kontrakcie napisano, że na rachunek pana — rzekł Iwan Matwieicz, ukazując miejsce, gdzie był ten warunek zapisany. — Tysiąc trzysta pięćdziesiąt cztery rubli dwadzieścia osiem kopiejek — zakończył słodziutkim głosem, chowając ręce wraz z kontraktem za plecy.
— Skąd ja tyle wezmę? Nie mam pieniędzy — rzekł Obłomow, chodząc po pokoju. — Bardzo mi potrzebna wasza kapusta i rzepa!
— Jak się panu podoba — cichutko dodał Iwan Matwieicz. — Niech się pan nie troszczy,
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/472
Ta strona została uwierzytelniona.