ną sferę życia, spostrzegawczy umysł i wiekowe doświadczenie.
Ilja Iljicz wstawał o godzinie dziewiątej, czasem ujrzał przez ogrodzenie plikę papieru pod pachą zdążającego do urzędu „braciszka“, potem pił kawę. Kawa zawsze była smaczna, śmietanka gęsta, bułeczki na maśle, kruche. Potem zapalał cygaro i nasłuchiwał pilnie, jak gdaczą kwoki, piszczą kurczęta, jak ćwierkają kanarki i czyżyki, których Obłomow nie pozwolił zabrać z pokoju.
— Przypominają mi wieś — mówił.
Potem zabierał się do czytania. Kończy książkę rozpoczętą na letnisku. Czasem niedbale kładł się na kanapie — i czytał.
Cisza idealna. Niekiedy tylko jakiś żołnierz przeszedł ulicą, albo gromadka mużyków z toporami za pasem.
Rzadko kiedy zawitał w te strony jakiś handlarz i stanąwszy przed ogrodzeniem, pół godziny wrzeszczał: jabłka, arbuzy astrachańskie! — tak, że dla miłego spokoju trzeba coś było kupić.
Czasem przychodziła do niego córeczka gospodyni Masza powiedzieć od mamusi, że sprzedają opieńki i zapytać, czy nie kupić ich dla niego; albo wołał do siebie jej syna Wańkę, i pytał, czego się uczy, kazał mu cokolwiek przeczytać lub napisać, by się przekonać, czy dobrze czyta lub pisze.
Gdy dzieci nie zamknęły za sobą drzwi, widział gołą szyję i migające, wiecznie w ruchu łokcie i plecy gospodyni.
Ona bez ustanku przy robocie: coś prasuje, tłucze, trze i już się nie ceremonjuje, nie narzuca szalu, gdy spostrzeże, że Obłomow patrzy przez na pół
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/480
Ta strona została uwierzytelniona.