Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/482

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kiedy mam bywać! A z wieczerzą coby było? — spytała, bokiem spojrzawszy na Obłomowa.
— Kucharka mogłaby bez pani...
— Akulina? — ze zdziwieniem spytała. — Jakto może być! Co ona potrafi zrobić beze mnie! Wieczerza i do rana nie byłaby gotowa. Klucze od wszystkiego są zawsze u mnie.
Zapanowało milczenie. Obłomow z przyjemnością wpatrywał się w okrągłe ruchy jej łokci.
— Jakie pani ma ładne ręce! — zauważył nagle. Możnaby je nawet malować!
Agafja Matwiejewna uśmiechnęła się i zawstydziła się trochę.
— Niewygodnie z rękawami — usprawiedliwiała się. — Teraz takie suknie, że rękawy trzebaby zasmarować.
Zamilkła. Obłomow milczał także.
— Skończę mleć kawę — mówiła gospodyni, niby do siebie — zacznę rąbać cukier na małe kawałki. Ach, żebym niezapomniała posłać jeszcze po cynamon.
— Pani powinnaby wyjść zamąż, z pani dzielna gospodyni — zauważył Obłomow.
Agafja Matwiejewna uśmiechnęła się i poczęła przesypywać zmieloną kawę do szklanego słoika.
— Rzeczywiście — dodał.
— Kto mnie z dziećmi weźmie? — odpowiedziała i poczęła coś liczyć. — Dwadzieścia — rzekła zamyślona. — Czyż w rzeczy samej ona wszystkie położy?
Postawiwszy słój w szafie, pobiegła do kuchni. Ilja Iljicz wrócił do siebie i począł czytać.
— Taka jeszcze świeża i zdrowa kobieta, a jaka