się pantoflem: spuszczał go na podłogę, podnosił nogą do góry, kręcił nim, pantofel padał, on go podchwytywał w powietrzu nogą... Wszedł Zachar i zatrzymał się we drzwiach.
— Ty poco? — niedbale spytał Obłomow.
Zachar milczał i patrzył wprost na niego, nie jak zwykle, bokiem.
— Co? — spytał Obłomow, spojrzawszy na niego ze zdziwieniem. — Czy „pirog“ już może gotów?
— Czy pan już znalazł inne mieszkanie?
— Nie jeszcze. Dlaczego pytasz?
— Bo ja nie wszystko rozpakowałem: naczynie, ubranie, kufry — wszystko to jeszcze leży na kupie na strychu. Czy mam wypakować?
— Poczekaj — odpowiedział roztargniony.
— To znaczy, że wesele będzie po Bożem Narodzeniu!
— Jakie wesele? — wstawszy nagle, zawołał Obłomow.
— Wiadomo czyje... pańskie przecie — rzekł Zachar z pewnością siebie, jak o rzeczy już zdecydowanej. — Przecież się pan żeni?
— Ja, żenię się? — Z kim? — z przestrachem zawołał Obłomow, spoglądając na Zachara ze zdziwieniem.
— Z panienką od Iljin...
Zachar jeszcze nie skończył mówić, gdy Obłomow porwał się nagle i przyskoczył prawie do jego twarzy.
— Co tobie, nieszczęsny! Kto ci taką myśl podsunął! — grzmiąc patetycznie, nacierał Ilja Iljicz na Zachara.
— Dlaczego ja — nieszczęsny! — bronił się Za-
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/487
Ta strona została uwierzytelniona.