mykać się do kuchni. Już zdołał otworzyć drzwi bez skrzypnięcia, ale nie mógł przejść bokiem i drugą połowę drzwi tak mocno potrącił ramieniem, że obie z hałasem się otworzyły.
— Zachar! — rozkazująco zawołał Obłomow.
— Czego pan sobie życzy? — odezwał się.
— Chodź tutaj! — rzekł Ilja Iljicz.
— Czy trzeba co podać? Proszę mówić — podam.
— Chodź tutaj! — powoli i z naciskiem powtórzył Obłomow.
— Ach, że też śmierć nie przyjdzie! — zachrypiał Zachar, wchodząc do pokoju. — No, czego panu trzeba? — pytał, stanąwszy we drzwiach.
— Podejdź tutaj! — uroczyście — tajemniczym głosem rzekł Obłomow, wskazując mu miejsce tak blisko siebie, że gdyby istotnie Zachar posłuchał, musiałby chyba usiąść mu na kolanach.
— Gdzie ja tam pójdę? Tam ciasno. Ja i stąd słyszę — wymawiał się Zachar, stojąc uparcie przy drzwiach.
— Zbliż się! — mówię ci! — groźnie zawołał Obłomow.
Zachar zrobił krok i zatrzymał się, patrząc przez okno na chodzące po dziedzińcu kury i nastawiając, jak szczotkę swoje bokobrody do Obłomowa. Przebyta jedna chwila wzburzenia zmieniła Ilję Iljicza — twarz jego osunęła się, oczy biegały niespokojnie.
— Będę miał teraz! — myślał Zachar, pochmurniejąc coraz bardziej.
— Jak ty mogłeś z takiem niewłaściwem pytaniem zwrócić się do twego barina? — spytał Obłomow.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/490
Ta strona została uwierzytelniona.