szkołę zbudować, jechać do Obłomówki, a tam niema gdzie mieszkać... niema jeszcze domu. Jakież to może być żenienie się? Coś ty wymyślił!
Obłomow przestał mówić. Sam przestraszył się tej groźnej, beznadziejnej perspektywy. Róże, kwiat pomarańczowy, świetność obrzędu, szept podziwienia w tłumie — wszystko nagle znikło i zblakło.
Twarz Obłomowa nabrała kłopotliwego wyrazu — zamyślił się. Potem oprzytomniawszy trochę, spojrzał i zobaczył Zachara.
— Ty co chcesz tutaj? — spytał ponuro.
— Pan kazał mi stać!
— Idź! — skinął na niego ręką Obłomow.
Zachar szybko wysunął się za drzwi.
— Nie, poczekaj! — nagle zatrzymał go Obłomow.
— To idź, to poczekaj — mruczał Zachar, trzymając się ręką odrzwi.
— Jak ty śmiałeś rozgadywać o mnie takie niewłaściwe i niemożliwe rzeczy? — wzburzony, szeptem prawie pytał Obłomow.
— Kiedyżto ja, Ilja Iljicz, rozgadywałem? To nie ja, to gadali ludzie Iljińskich. Mówili, że barin jakoby starał się...
— Psss... psss... — zapsykał Obłomow, robiąc groźny ruch ręką. — Ani słowa... nigdy! Słyszysz?
— Słyszę — odpowiedział bojaźliwie Zachar.
— Nie będziesz rozgadywał takich głupstw?
— Nie będę — cicho odrzekł Zachar, nie bardzo rozumiejąc treści tego. Wiedział tylko, że to są „przykre słowa“.
— Pamiętajże, gdy tylko usłyszysz, że mówić o tem będą, a spytają ciebie — powiedz: to głupstwo, nic podobnego nie było i być nie może — dodał szeptem.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/494
Ta strona została uwierzytelniona.