wadził go na dziedziniec i oczyma wiódł za nim, aż do bramki, w obawie, ażeby nie zaszedł do kuchni i żeby Zachar nie wyszedł za nim na ulicę.
Ilja Iljicz bardzo się ucieszył propozycją Olgi szanowania zdrowia i odłożenia wizyty niedzielnej. Napisał, że rzeczywiście dla zupełnego wyzdrowienia lepiej kilka dni przesiedzieć w domu.
W niedzielę Obłomow był z wizytą u gospodyni, pił kawę, jadł gorący „pirog“, a po obiedzie posłał Zachara po lody i cukierki dla dzieci.
Zachara ledwie zdołano przez rzekę przeprawić na drugą stronę: tymczasowe mosty już usunięto, Newa poczęła zamarzać. Obłomow i w środę nie mógł pojechać do Olgi.
Przyczyna była zupełnie słuszna: lód już począł zbijać się w bryły. Nie można było się przeprawić.
Można byłoby wprawdzie natychmiast przeprawić się na tamtą stronę i przemieszkać kilka dni u Jana Gerasimowicza, a bywać, nawet jeść obiad codziennie u Olgi.
Myśl ta samorzutnie powstała w głowie Ilji Iljicza. Już spuścił nogi na podłogę, lecz pomyślawszy trochę, z zakłopotanym wyrazem twarzy i z westchnieniem znowu się położył.
— Nie, niech ustaną te gadania — myślał — niech obcy ludzie, odwiedzający dom Olgi, zapomną trochę o mnie, a będą mnie widzieć każdego dnia wtedy dopiero, gdy wystąpimy przed światem, jako narzeczeni. Przykro czekać tej chwili, ale cóż robić — dodał westchnąwszy — biorąc do ręki książki, przysłane przez Olgę.
Przeczytał kilkanaście stron. Masza przyszła z propozycją od matki, czy nie zechciałby pójść
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/517
Ta strona została uwierzytelniona.