zgadywać, co robi gospodyni — czy przesiewa, czy miele lub prasuje.
Nieraz próbował nawet rozmawiać z babcią, ale stara nigdy prawie nie zdołała dokończyć rozmowy i zatrzymywała się wpół słowa; oparłszy się kułakiem o ścianę, zgięta poczynała kaszleć z takim wysiłkiem, jakby jaką ciężką pracę robiła, potem westchnęła głęboko — i cała rozmowa skończona.
„Braciszka“ nie widywał zupełnie. Nieraz widział tylko, jak migał przed jego oknem z pliką papierów, w domu go jakby wcale nie było.
Gdy nawet Obłomow wchodził niechcący do pokoju, gdzie obiadowali, ściśnięci w kupę przy stole, „braciszek“ prędko palcami ocierał usta i chował się do swego pokoju.
Pewnego dnia, gdy Ilja Iljicz obudził się, wolny od wszelkich trosk i począł pić kawę, Zachar doniósł mu — że most już ustalono. Obłomowowi drgnęło serce.
— Jutro niedziela! — pomyślał, — trzeba jechać do Olgi, cały dzień odważnie dźwigać na sobie wymowne i ciekawe spojrzenia obcych osób, wkońcu zapowiedzieć Oldze, kiedy będę mógł oświadczyć się ciotce.
Mimo to, zawsze jeszcze stał na tym samym punkcie niemożności poruszenia się z miejsca.
W wyobraźni jego żywo malowała się chwila, gdy już będzie uznany jako narzeczony; jak na drugi, trzeci dzień przyjadą różni panie i panowie, a on nagle stanie się przedmiotem ciekawości wszystkich; jak dadzą obowiązkowy niejako obiad, będą pić jego zdrowie. Potem... według prawa i obowiązku narzeczonego, złoży Oldze podarunek...
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/520
Ta strona została uwierzytelniona.