Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/521

Ta strona została uwierzytelniona.

— Podarunek! — zawołał prawie ze strachem i zaśmiał się gorzko.
— Podarunek! — a ja mam tylko dwieście rubli w kieszeni! Gdy pieniądze nawet nadejdą, to chyba aż koło Bożego Narodzenia, a może i później, gdyż muszą sprzedać zboże, ale kiedy sprzedadzą, ile za nie uzyskają, ile tego zboża będzie — wszystko to list powinien wyjaśnić, a listu niema! Jakże to będzie! Żegnaj mi, dwutygodniowy spokoju!
Śród tych trosk stawała przed nim piękna postać Olgi, jej puszyste, wymowne brwi, jej rozumne szaro-błękitne oczy, jej bujne warkocze, spływające aż na szyję — wszystko to całej jej postaci nadawało wyraz szlachetny od głowy aż do popiersia.
Ale ile razy zadrgało w nim uczucie miłości, natychmiast prawie przywalała go niby kamieniem ciężka myśl: co robić, jak przystąpić do rozwiązania kwestji wesela, gdzie dostać pieniędzy, z czego żyć potem?
— Poczekam jeszcze. Może list przyjdzie jutro, pojutrze.
Zaczynał obliczać, kiedy list powinien dojść na wieś, jak długo mógł sąsiad zwlekać z odpowiedzią, ile potrzeba czasu na nadejście odpowiedzi.
— Za trzy — cztery dni najdalej list powinien już być tutaj. Poczekam z wyjazdem do Olgi — zdecydował Obłomow — tem bardziej, że ona nie wie jeszcze zapewne, że mosty na Newie już ustalono.
— Katja, czy mosty już są? — tego samego rana spytała Olga, ocknąwszy się ze snu.
Pytanie to powtarzało się codziennie, ale Obłomow bynajmniej nie domyślał się tego.
— Nie wiem, panienko. Dziś nie widziałam jeszcze ani kuczera, ani stróża, a Nikita także nie wie.