Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/522

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ty nigdy nie wiesz, czego mi potrzeba! — niezadowolona odpowiedziała Olga, leżąc w łóżku i przypatrując się łańcuszkowi na szyję.
— Zaraz się dowiem... Nie śmiałam odejść, gdyż myślałam, że panienka lada chwila może się obudzić... Zaraz pójdę się dowiedzieć.
I wybiegła z pokoju.
Olga wysunęła szufladkę stolika i wyjęła ostatni liścik Obłomowa.
— Chory biedaczek! — myślała troskliwie — jak on tam tęskni, sam jeden... Ach, mój Boże! Czy to już prędko...
Nie zdołała dokończyć myśli, gdy zaczerwieniona Katja wbiegła do pokoju.
— Już są mosty! Są! Ustalono je dziś w nocy! — z radością zawołała Katja.
Olga wyskoczyła prawie z pościeli. Katja narzuciła na nią szlafroczek i podsunęła malutkie pantofelki. Olga szybko wysunęła szufladkę, coś wyjęła i wcisnęła do rąk Katji, która pocałowała jej rękę.
Wszystko to — skok z pościeli, zrobienie prezentu Katji, pocałowanie ręki, zajęło chwilę tylko.
— Jutro niedziela! Jak to dobrze! On przyjdzie!
Olga ubrała się szybko, naprędce wypiła herbatę i wyjechała z ciotką do magazynów.
— Jutro ciociu pojedziemy na mszę do Smolnego — prosiła ciotkę.
Ciotka przymrużyła oczy, pomyślała chwilkę i rzekła:
— Można... ale tak daleko, ma chère! Cóż to tak się tobie nagle zachciało — w zimie.
Oldze zachciało się tylko dlatego, że Obłomow