— Wszystko ci wyjaśnię, Olgo — usprawiedliwiał się. — Ważna przyczyna... dla tego nie byłem przez dwa tygodnie... lękałem się...
— Czego? — pytała, zdejmując kapelusz i płaszcz.
Obłomow wziął jedno i drugie i położył na kanapie.
— Gadania, plotek...
— A nie lękałeś się, że ja całą noc spać nie będę, że Bóg wie jakie myśli będą mnie trapiły, żem omało się nie rozchorowała? — mówiła, wpatrując się w niego badawczym wzrokiem.
— Nie domyślasz się Olgo, co się dzieje tu u mnie, tu — pokazał na serce i głowę. — Trwoga mnie ogarnęła, jak ogień. Nie wiesz, co się stało...
— Cóż się jeszcze stało? — spytała chłodno.
— Jak daleko sięgają pogłoski o tobie i o mnie. Lękałem się sprawić ci przykrość i dlatego nie pokazywałem się.
Opowiedział jej wszystko, co słyszał od Zachara, od Anisji; przypomniał rozmowę słyszaną w teatrze; od tego czasu nie sypia, bo w każdem spojrzeniu ludzi widzi tylko wyrzuty lub napomknienia o ich widywaniu się sam na sam.
— Przecież zdecydowaliśmy w tym tygodniu powiedzieć ciotce — rzekła — a wtenczas ustaną wszelkie gadania.
— Tak, ale ja nie chciałem mówić z ciotką, póki nie otrzymam ze wsi odpowiedzi. Ja wiem, ona zapyta nie o moją miłość, lecz o mój majątek, zacznie wypytywać o różne szczegóły, a ja nie mógłbym dać żadnych wyjaśnień przed otrzymaniem listu od mego pełnomocnika.
Olga westchnęła.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/531
Ta strona została uwierzytelniona.