Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/532

Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdybym ciebie nie znała — rzekła w zamyśleniu — Bóg wie, cobym mogła pomyśleć. Bałeś się zatrwożyć mnie plotkami lokajów, a nie pomyślałeś, że robisz mi większą przykrość. Przestałam rozumieć ciebie.
— Zdawało mi się, że to plotkowanie wzburzy ciebie. Katja, Marfa, Siemion i ten dureń Nikita, Bóg wie, co rozgadują.
— Ja oddawna wiem, co oni gadają — odpowiedziała obojętnie.
— Jakto, wiesz?
— Tak. Katja i niania dawno już mnie o tem mówiły, winszowały mi...
— Czyż nawet winszowały? — spytał przestraszony. — Cóż ty na to?
— Nic. Podziękowałam. Niani podarowałam chustkę — obiecała piechotą pójść do Siergija pomodlić się na moją intencję. Katji obiecałam dopomóc do wyjścia zamąż za cukiernika... Ona ma także swój romans...
Obłomow spoglądał na nią z lękiem i trwogą.
— Bywałeś u nas codziennie, nic przeto dziwnego, że ludzie gadają o tem, oni pierwsi zaczynają gadać — wyjaśniała mu. — Z Soniczką było to samo, cóż ciebie przestrasza?
— Więc stąd wszystkie pogłoski — rzekł przeciągle.
— Czy nie prawdziwe? Prawdziwe przecież.
— Prawda, z akcentem prawie zaprzeczenia — zauważył Obłomow — w rzeczywistości ty masz słuszność, tylko ja nie życzę sobie, ażeby oni wiedzieli o widywaniu się naszem sam na sam... Tego się lękam.