Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/539

Ta strona została uwierzytelniona.

lub z Olgą, na wieś, w pole, do lasu; zamknąć się w swoim gabinecie i utonąć w pracy; jechać nawet do przystani w Rybińsku, budować drogę, przeczytać książkę, która tylko co zjawiła się na półkach księgarskich, a zainteresowała czytelników; jechać na operę — dziś...
Tak, dziś ona u niego, on u niej, potem opera. Jak się dzień wypełnił! Jak lekko oddychać w takiem życiu, obok Olgi, w promieniach jej dziewiczego blasku, krzepkich sił, jej młodego ale bystrego i zdrowego rozumu! Obłomow chodził lekko, jak gdyby latał. Zdawało mu się, że ktoś go nosi po pokoju.
— Naprzód, naprzód! — mówiła Olga — wyżej, wyżej do tej granicy, przy której czuła, że kobiecość traci swoje prawa, a rozpoczyna się panowanie mężczyzny!
Jak ona jasno patrzy na życie! Jak widzi w tej mądrej księdze własną linję życia i instynktownie odgaduje własną drogę! Dwa życia, jak dwie rzeki, powinny zlać się w jedno, a wodzem życia — ona.
Olga zna jego siły, zdolności, wie, co i ile on może zrobić i z pokorą poddaje się jego władzy. Prześliczna Olga! Niezmącenie spokojna, odważna, prosta, ale stanowcza kobieta, naturalna, jak samo życie!
— Rzeczywiście, jak tu obrzydliwie! — mówił Obłomow, oglądając się dokoła. I ten anioł zniżył się do błota, ażeby je opromienić swoją obecnością!
Z uczuciem miłości spoglądał na krzesło, na którem siedziała Olga. Nagle oczy jego błysnęły: na podłodze, przy krześle ujrzał jej malutką rękawiczkę.
— Znak na przyszłość — myślał. — Jej ręka — to