— Nie, nie! — protestował Obłomow. — Ta panienka, o której plecie Zachar, jest słusznego wzrostu, mówi basem, a ta szwaczka, słyszała pani, jakim cienkim głosem mówiła... Ona ma prześliczny głos... Proszę bardzo niemyśleć...
— To do nas nie należy? — mówiła gospodyni. A gdy pan zechce zamówić sobie nowe koszule, proszę tylko mnie powiedzieć... Moje znajome tak stebnują... zowią je Lizaweta Nikołajewna i Marja Nikołajewna.
— Dobrze, dobrze, nie zapomnę. Tylko niech pani nie pomyśli...
Obłomow wyszedł. Potem ubrał się i pojechał do Olgi.
Wróciwszy wieczorem, zastał na stole list ze wsi, od sąsiada, swego pełnomocnika. Rzucił się do lampy, przeczytał — i ręce mu opadły.
„Bardzo proszę dać pełnomocnictwo innej osobie — pisał sąsiad — gdyż mam taki nawał pracy, że sumiennie mówiąc, nie mogę czuwać nad pańskim majątkiem. Najlepiej byłoby, gdyby pan sam przyjechał, a jeszcze lepiej, gdyby zamieszkał pan na wsi. Majątek piękny, ale strasznie zaniedbany. Przedewszystkiem trzeba doprowadzić do porządku podział pańszczyzny i opłat. Bez gospodarza zrobić tego nie można. Chłopi się rozbrykali, nowego starosty nie słuchają, a dawny jest złodziejem i trzeba go pilnować. Wysokości dochodu obliczyć niepodobna. Przy dzisiejszym nieładzie, wątpię, ażeby był wyższy nad trzy tysiące i to przy osobistym dozorze. Liczę tylko dochód ze sprzedaży ziarna. Z opłat bardzo mało wpłynie. Trzeba to wszystko ująć mocno w ręce, ściągnąć niedobory — na to potrzeba będzie trzech miesięcy. Urodzaj był
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/543
Ta strona została uwierzytelniona.